wtorek, 23 września 2014
Moja wczorajsza
O potrzebie równowagi
Moja wczorajsza
Te dni, kiedy mówią do mnie liście wszystkie
I kiedy niebo z chmur całe układa kabałę.
Wtedy jest lekko duszy
I tak jej ciężaru mało.
Jakby z wiatrem biegnie.
Frunie nad samą ziemią,
a za nią biegnie osierocone ciało.
Ten wiersz napisałam na granicy świetnego samopoczucia
i poczucia niewidzialnych skrzydeł
łomotających w okolicy serca...
Może znacie ten stan tzw. nakręcenia?
Morze pomysłów, niekończący się ,,flow,, , kawa, kawa, kawa...
albo i bez kawy...
Wszystko gada, wszystko jest kaloryczne, wszystko jest inspirujące.
Kołowrotek energii kręci się solidnie i prędko jak koło w młynie,
płynie woda, płynie, płynie- nie kończy się ruch...
Tylko że...
Jednak...
To dobrze, że woda płynie.
To wspaniale, że są pomysły.
I dobrze że się dzieje,
ale jest czas na bycie w stanie twórczym
i jest czas na odpoczynek,
na ugruntowanie, na ,,zejście na ziemię''.
Nie można cały czas fruwać, pływać i skakać,
bo między innymi dla tego, że dusza potrzebuje ciała,
potrzebuje lądować by móc dalej latać...
poczuć ląd, by znów móc wejść do wody...
Życzę Wam więc wysokich lotów i ...miękkich lądowań...;.))
Odpoczywajmy i znajmy granice swojej wytrzymałości...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz